Anna Ciszka-Marczewska poszła do sądu. Była rzecznik urzędu w Kożuchowie chce wrócić do pracy. Burmistrz Alina Śmigiel zwolniła ją z powodu utraty zaufania.
Proces ruszył we wtorek (24.09.) przed Sądem Rejonowym w Nowej Soli. Burmistrz Alina Śmigiel wyszła z propozycją ugody, czyli wypłaty odszkodowania (kwoty nie podawano), jednak Anna Ciszka-Marczewska odrzuciła ofertę. Była rzeczniczka kożuchowskiego urzędu chce przywrócenia do pracy. Jej decyzji nie zmieniła sugestia prawniczki wynajętej przez urząd gminy, że przesłuchania świadków spowodują „eskalacje emocji”.
– Bardzo lubiłam swoją pracę i ludzi z którymi pracowałam. Nie widzę, żadnych przesłanek, żebym nie była w stanie pracować z nową panią burmistrz. Władze się zmieniają, ale pracownicy chcą pracować dalej. Mieszkam w Kożuchowie, tu wychowuję dzieci. Nie wiem czy zdołam znaleźć inną pracę na miejscu, a nie chciałbym jej szukać poza miejscem zamieszkania – powiedziała A. Ciszka-Marczewska.
Umowa bez podpisu
Oficjalny powód zwolnienia A. Ciszki-Marczewskiej to „utrata zaufania”. W procesie przewija się kilka wątków, które to zaufanie nadszarpnęły. Jeden z nich jest taki, że 8 maja robiła zdjęcia na uroczystości organizowanej przez Koło ZŻWP im. 13 Pułku Zmechanizowanego w Kożuchowie, a w tym czasie była na urlopie szkoleniowym. Przed sądem prezes koła tłumaczył, że impreza odbyła się o 18.00, a A. Ciszka-Marczewską zaprosił jako osobę prywatną, a nie urzędniczkę. Za zdjęcia jej nie płacił.
O wiele poważniejszy zarzut dotyczy umowy z zespołem Szpilki, który miał wystąpić na gali disco polo w Kożuchowie. Gala się nie odbyła, ale grupa chce od gminy 14 tys. zł, bo była gotowa wystąpić. Po pierwsze w urzędzie nie można się doszukać oryginału umowy (jest tylko skan), po drugie nie ma na nim kontrasygnaty skarbniczki. Umowę przygotowywała A. Ciszka-Marczewska. Pytana o ten brakujący podpis powiedziała, że w gminie były zawierane umowy bez kontrasygnaty.
Potwierdził to także Paweł Jagasek: – Przy niektórych umowach nie było takiego wymogu. Bywały szybki zlecenia np. na remont chodnika, albo umowy na niższe kwoty. Brałem za to odpowiedzialność. Gdyby to nie było zgodne z prawem, to odpowiadałbym za złamanie dyscypliny finansów publicznych – tłumaczył.

Znikające dokumenty
Były burmistrz Kożuchowa zeznawał najdłużej.
– Czy w urzędzie zdarzało się, że ginęły dokumenty – pytała Katarzyna Szczepankiewicz, radczyni prawna zatrudniona w urzędzie.
– Zdarzało się. Ale zwykle je odnajdywaliśmy – odpowiedział P. Jagasek.
Druga prawniczka, którą urząd wynajął do sprawy dopytywała go czy wie gdzie jest oryginał umowy z zespołem „Szpilki”.
– Nie wiem – odpowiedział.
– A kto go przygotowywał?
– Ania
– Podpisywał pan oryginał?
– Tak.
– I komu przekazał pan umowę?
– Ani – stwierdził.
Umowa ze „Szpilkami” to nie jedyny dokument, który zniknął. Nie ma też załączników dotyczących zakresu obowiązków A. Ciszki-Marczewskiej. Przez jakiś czas pracowała ona jako podinspektor w wydziale Funduszy i Inwestycji, później została rzeczniczką prasową, a na koniec tuż przed zwolnieniem wróciła do Funduszy i Inwestycji ale już jako główny specjalista. Sędzia Monika Dembowiak, chciała porównać zakres jej obowiązków z różnych okresów zatrudnienia, ale takich dokumentów nie było.
– Zakres obowiązków miała przygotować pani sekretarz – tłumaczył P. Jagasek.
Chciałem chronić pracownika
Kolejny powód zwolnienia A. Ciszki-Marczewskiej to oszczędności. A. Śmigiel stwierdziła, że w wydziale Funduszy i Inwestycji jest przerost zatrudnienia. Okazało się, że w maju, przed zaprzysiężeniem A. Śmigiel na burmistrza, P. Jagasek przeniósł A. Ciszkę-Marczewską z funkcji rzeczniczki, na głównego specjalistę do wydziału Funduszy i Inwestycji. Dostała podwyżkę, a także zwolniono ją z pewnego zobowiązania. Urząd finansował jej studia, ale gdyby zwolniła się z pracy, to musiałby zwrócić ten koszt. Po tym jak w maju burmistrz przeniósł ją na inne stanowisko już ta umowa nie obowiązywała. P. Jagasek nie pamiętał dlaczego zwolnił A. Ciszkę-Marczewską z tego zobowiązania. Stwierdził, że sekretarz mówiła mu, że tak trzeba zrobić.
– W czyim interesie było to przeniesienie? – pytała sędzia.
– Pracownika. Rzecznik to prawa ręka burmistrza, wiedziałem, że nowa burmistrz wyznaczy swojego rzecznika. Wszystko co robiłem, robiłem po to, żeby chronić pracownika. Wiedziałem z jakiej opcji politycznej jest nowa burmistrz i że będzie się mścić i zwalniać ludzi. Obie panie przez lata pracy w urzędzie nie miały ze sobą kontaktu, nie były skonfliktowane, tymczasem nowa burmistrz zwolniła panią Anię po jednym dniu pracy. 9 lat temu kiedy zostawałem burmistrzem mój poprzednik przed odejściem też awansował A. Śmigiel na zastępcę kierownika USC. Zapomniał wół jak cielęciem był – zeznawał P. Jagasek.
– Jak byście dzisiaj podpisali ugodę, to pewien redaktor Tygodnika Krąg już czeka na to stanowisko – dodał.

Zobacz także: „Nie pałały do siebie sympatią” https://regionalna24.pl/nie-palaly-do-siebie-sympatia/
Redukcja (nie)potrzebnego etatu
Według P. Jagaska nieprawdą jest, że w wydziale Funduszy i Inwestycji nie ma co robić. – Wręcz przeciwnie, był tam potrzebny pracownik do spraw promocji, ale nie było pieniędzy na jego zatrudnienie – powiedział.
To, że brakowało kogoś od promocji potwierdził przed sądem także kierownik Piotr Maciąg i jedna z pracownicy. Musieli dzielić się obowiązkami dotyczącymi promocji. P. Jagaska pytano dlaczego wcześniej nie zapełnił tego wakatu, a zrobił to dopiero po wyborach. Tłumaczył, że A. Ciszka-Marczewska będąc rzecznikiem prasowym wykonywała 90 proc. tego co mieściło się w zakresie obowiązków głównego specjalisty w wydziale Funduszy. Potwierdzili to także kierownik P. Maciąg i pracownica z wydziału. Z ich zeznań wynikało, że A. Ciszka-Marczewska została przeniesiona na stanowisko, na którym de facto pracowała (nie zmieniła nawet pokoju). Ona sama nazwała to „sformalizowanie zakresu”.
Były burmistrz i pracownicy potwierdzali, że miała kwalifikacje i doświadczenie, i nadawała się na to stanowisko. Nigdy nie było na nią skarg i nie była z nikim w konflikcie, tym bardziej z A. Śmigiel. P. Jagasek chwalił ją, że zaczynała jako pomoc administracyjna, ale w międzyczasie skończyła studia i chciała dalej się kształcić dlatego awansowała.
– Gdybym wygrał, to pani Ania dalej byłaby rzecznikiem, a do wydziału Funduszy zatrudnilibyśmy pracownika – dodał P. Jagasek.
Co ciekawe jedna z pracownic zeznała, że A. Śmigiel dopiero po zwolnieniu A. Ciszki-Marczewskiej pytała czy w tym wydziale potrzebny jest pracownik od promocji. Usłyszała, że tak, a mimo to jako powód zwolnienia podała redukcję etatu.
Panie z innych obozów
P. Jagasek w trakcie procesu przyznał, że powódka pokazała mu odpowiedź urzędu na jej pozew.
– Uśmiałem się. Do pracownika traci się zaufanie po jednym dniu pracy i się go zwalnia. Argumentuje się to szukaniem oszczędności, a w tym czasie są zatrudniani trzej inni pracownicy, w tym wiceburmistrz, z olbrzymimi wynagrodzeniami. To jest kuriozum – powiedział.
Sędzia kilka razy pytała świadków czy znane są im inne powody, dla których burmistrz mogłaby zwolniła A. Ciszkę-Marczewską. P. Jagasek wskazał na polityczną zemstę. Ale także inni mówili, że w Kożuchowie to powszechna wiedza, że obie panie były z wrogich obozów politycznych. Były rywalkami w wyborach parlamentarnych. A. Ciszka-Marczewska startowała z list PO, A. Śmigiel z PiS.

Zobacz także: Zemsta po wyborach https://regionalna24.pl/zemsta-po-wyborach/