Nie dochodziło do znęcania – takie jest zdanie prokuratury. A co z wyzwiskami?
– Po przeprowadzeniu postępowania sprawdzającego przygotowaliśmy odmowę wszczęcia śledztwa – potwierdza prokurator Katarzyna Wojciechowska, rzecznik prasowa Prokuratury Rejonowej w Nowej Soli.
„Pier…nij się w łeb”
Zgłoszenie do prokuratury wysłało starostwo. Wcześniej anonim zawiadamiający o ewentualnych nieprawidłowościach wpłynął nie tylko do naszej redakcji, ale też między innymi do [paywall] Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie.
„Wychowawczyni (tu pada imię i nazwisko) od paru lat krzyczała na dzieci, używała wulgaryzmów, nagrywała dzieci, do wychowanka krzyczała: Pier…nij się w łeb” – brzmi zarzut dotyczący pierwszej z pracownic.
Druga, zdaniem autorów listu do redakcji „ciągała dziewczynkę po podłodze, dziecko odniosło uraz uda”.
W dalszej części anonimu czytamy: „Obie panie wychowawczynie robiły zdjęcia dzieciom, pokazywały rodzinie, obcym ludziom. Koordynator od lat zamiatał wszystko pod dywan. I od lat dostaje nagrody. Nasuwa się pytanie, czemu od lat dyrektor nic z tym nie zrobił? Dzieci się skarżyły dyrektorowi, wychowawcy, pani psycholog”.
Anonim autorzy kończą tak: „Prosimy o nagłośnienie tej sprawy dla dobra dzieci z Domu Dziecka w Kożuchowie”.
– Anonim nie znalazł żadnego potwierdzenia w czynnościach sprawdzających, które podjęliśmy – kontynuuje prokurator Wojciechowska.
A co z wyzwiskami?
O ile nikt rzeczywiście nie potwierdził znęcania fizycznego nad jedną z uczennic (dyrektor Żurowski kategorycznie zaprzecza, żeby w placówce, którą zarządza od 31 lat, dochodziło do przemocy fizycznej), o tyle fakt, że z ust opiekunki padały wulgaryzmy, potwierdza sam dyrektor. Dlaczego prokuratura nie zbada wnikliwiej tego wątku sprawy? – To była jednorazowe zdarzenie – komentuje Wojciechowska. – Zostało przeprowadzone w trybie postępowania dyscyplinarnego – w tym momencie Wojciechowska na myśli ma karę nagany z wpisem do akt, której pracownicy krzyczącej wulgarnie na wychowanków udzielił dyrektor Żurowski.
Dyrektor już tydzień temu zadeklarował nam, że jeśli sytuacja się powtórzy, pracownica straci pracę. Zaznaczył przy tym, że wulgaryzmy w domu dziecka się zdarzają, bo, jak podkreślił, „młodzież bywa trudna”.
10
Poprzedni artykuł